Z nowym dyrektorem LT, Robertem Czechowskim,
spotykamy się w trzynastym dniu jego urzędowaniu. Pechowym? Raczej nie.
Zmiany witają już od progu. Robert
Czechowski nie zaprasza do dotychczasowego gabinetu dyrektora, bo w tym
pomieszczeniu... pusto. Schnie farba. Nowy szef Lubuskiego Teatru widzi tu
wielki stół, a przy nim próby czytane. I zaprasza do kameralnej sali obok –
tzw. Lubiczówki Rzędy krzeseł dla widzów – tam, gdzie zawsze. Biurko
dyrektora – w części scenicznej. Siadamy przy stoliku obok. Na ścianach
obrazy Doroty Komar-Zmyślony. To zapowiedź galerii, w teatrze nie będzie
„martwych miejsc”. Kalendarz. R. Czechowskiego napięty. Jeszcze dziś
spotka się z Marzeną Więcek, zielonogórską reżyserką i poetką,
organizatorką festiwalu Quest Europe, później z filmowcami ze Sky
Piastowskie... W tle rozbrzmiewa Adagio Samuela Barbera.
Jakie plany, panie dyrektorze?
O spóźnionym starcie sezonu
- Z niezrozumiałych dla mnie względów,
mimo wygranego konkursu, bardzo długo czekałem na nominację. To niefortunna
sytuacja dla rozpoczętego już sezonu, bowiem twórcy, z którymi w tym roku
chciałem rozpocząć współpracę, nie mogąc w nieskończoność czekać na
objęcie przeze mnie stanowiska dyrektora, podpisali umowy w innych miastach, Siłą
rzeczy obecny sezon będzie sezonem rozpoznawczym. Muszę gruntownie zbadać
kondycję finansową , jego strukturę, panujące tu obyczaje, poznać
wszystkich pracowników, ich możliwości, ocenić wartość eksploatowanych
spektakli itd. To nie znaczy, że nie pojawią się nowe przedstawienia.
Przeciwnie, ale do tego potrzebne są środki finansowe, a z tym nie jest
najlepiej.
O premierze
- Pierwszym spektaklem będzie „Wizyta
starszej pani” w mojej reżyserii. Zagra w niej cały zespół artystyczny.
Zamiast prowadzić akademickie wywody na temat wizji teatru, lepiej zabrać się
za konkretną robotę, która zweryfikuje możliwości aktorów i nowego
dyrektora. Chcę skonstruować ambitny, wierzący w swoje możliwości zespół,
który nie musi się posiłkować „desantem z Warszawy”. Sporadycznie może
pojawić się na naszych deskach interesujący aktor gościnny, ale podkreślam
– sporadycznie.!
O teatrze oddalonym
- Fakt, że Zielona Góra nie jest stolicą
Polski, to nie powód do rozpaczy. Pojęcie tzw. „prowincji” ma dla mnie
szczególne znaczenie. Czy w Koluszkach inaczej się cierpi, kocha, umiera niż
w Londynie lub w Paryżu? Nie sądzę. Chyba najpełniej pisał o tym Gombrowicz
analizując polskie kompleksy. Przecież najciekawsze propozycje teatralne
pojawiają się w Legnicy, Wałbrzychu, Kaliszu, Opolu, Bydgoszczy, Toruniu,
Szczecinie i jakoś nikogo nie boli, że to teatry „prowincjonalne”. To tam
rodziły się talenty Agaty Dudy-Gracz, Mai Kleczewskiej czy Janka Klaty. Zróbmy
z hasła „prowincja” walor a nie postrach dl najsłabszych studentów szkół
teatralnych!
O barwnych ptakach
- Interesuje mnie teatr uwzględniający
specyfikę miasta, w którym się znajduje. Teatr powinien skupiać wokół
siebie „barwne ptaki” czy jak chce Maria Janion „galerników wrażliwości”.
W naszym mieście fruwają ich całe stada! Lubuski Teatr musi stać się otwartą
klatką dla twórczych „odmieńców”. Zielona Góra jest miastem emanującym
uśmiechniętą młodością. Trzeba z nią płynąć na jednej fali.
O repertuarze
- Chciałbym w repertuarze teatru szlachetnie
wymieszać klasykę ze współczesnością. Na naszej scenie pojawi się nowy
teatralny język. Nie ten z teatrów Zachodu, gdzie zapomniano o człowieku, o
Panu Cogito – gdzie wszystko pędzi jak pociąg ekspresowy. Mnie interesuje
pociąg osobowy, z jego przystankami, wierszem księdza Twardowskiego... z
Piotrem Płaksinem Tuwima, z rozpłaszczoną w oknie buzią małego chłopca, którego
dziwi otaczający świat. Jak już wspomniałem, pierwszą premierą w lutym
przyszłego roku będzie „Wizyta starszej pani” Dürrenmatta – gorzka
tragi-komedia, trochę chechowowska. Myślę o „dniu świra” Marka
Koterskiego, o „Rzece” Michała Walczaka w reżyserii autora, „Kształcie
rzeczy” Neila La Bute’a, „Stworzeniach scenicznych” April de Angelis,
„Oskarze i pani Róży” E. Schmitta. Paweł Kamza pracuje nad „Klątwą”
Wyspiańskiego. Od dawna nie oglądaliśmy w Zielonej Górze dramatów Juliusza
Słowackiego. Będę zapraszał reżyserów wyrazistych, takich jak Agata
Duda-Gracz, Artur Tyszkiewicz, Piotr Kruszczyński, Paweł Kamza. Pojawią się
twórcy z Czech, Węgier, Słowacji. Powstaną nowe, kolorowe, mądre bajki. Nie
zapomnę również o beztroskim, ożywczym uśmiechu. Jestem pełen wiary w
przemianę naszego Teatru.
Notował Zdzisław Haczek, Gazeta Lubuska nr
275, 24-25 listopada 2007